Gdy rozpoczyna się jego przygoda, ma on 12 lat. Sądził, że miał gliniane ręce, upuszczał wszystko, spóźniał się na lekcje. Pewnego dnia szpak Mateusz przyleciał do niego i przekazał mu zaproszenie do Ambrożego Kleksa, który zaprasza go do bajki Akademia pana Kleksa.Inni uczniowie pana Kleksa – przyjaciele Adama (było ich 23). Pan Kleks zbiera ciekawe przepisy do swojej książki kucharskiej.W dwudziestoleciu międzywojennym zasłynął jako autor utworów literackich dla dzieci. „Akademia Pana Kleksa" została wydana w 1939 roku. Akcja powieści rozgrywa się w bajkowym mieście, na ulicy Czekoladowej. Akcja przedstawiona jest w formie pamiętnika, którego „Akademia Pana Kleksa” w nowej odsłonie „Akademia Pana Kleksa” będzie uwspółcześnioną wersją znanej bajki Jana Brzechwy, skierowaną nie tylko do najmłodszych widzów, ale także do dorosłych, którzy pamiętają kultową ekranizację przygód Adasia Niezgódki z lat 80. Nowa wersja filmu będzie jednak nieco różnić się od Mateuszbył synem potężnego króla i spadkobiercą wielkiego królestwa. Wszyscy starali się spełniać jego kaprysy i zachcianki, a wieku siedmiu lat został oddany pod opiekę dwunastu mędrców. Jego największą pasją od zawsze były konne polowania, których jednak zabronił mu ojciec, aż do ukończenia czternastego roku życia Język 1) Jak się nazywa szpak Pana Kleksa? a) Mateusz b) Mariusz c) Marcel 2) Jak ma na imię Pan Kleks? a) Alojzy b) Ambroży c) Anatol 3) Jaki był posiłek Pana Kleksa na drugie śniadanie? a) Motyle b) Kolorowe szkiełka c) pigułki na porost włosów 4) Jaki sok był pod prysznicem w środę? JanBrzechwa - Akademia Pana Kleksa - rozdział 3 OSOBLIWOŚCI PANA KLEKSA. Opowiadanie Mateusza wzruszyło mnie ogromnie. Postanowiłem uczynić wszystko, co będzie w mojej mocy, aby odnaleźć zgubiony guzik i przywrócić Mateuszowi jego prawdziwą postać. X0VYpK. Akademia Pana Kleksa – quiz wiedzy o niezwykłej książce . Jak dobrze pamiętasz przygody Pana Kleksa i jego podopiecznych? Rozwiąż test z lektury i sprawdź!Sprawdź jak Ci poszło. Możesz porównać swoje wyniki z prawidłowymi odpowiedziami. Polecamy 7. FABRYKA DZIUR I DZIUREK Miałem zamiar opisać dokładnie przebieg jednego dnia w Akademii pana Kleksa. Opowiedziałem więc wszystko, co się dzieje od chwili naszego przebudzenia aż do południa. Opisałem lekcję kleksografii, przędzenia liter, odmalowałem kuchnię pana Kleksa, opowiedziałem o poszukiwaniu skarbów i o moich przygodach w psim raju. Od wielu dni spędzam cały wolny czas nad tym pamiętnikiem, a mimo to dobrnąłem dopiero do momentu, gdy o godzinie czwartej pan Kleks kazał wszystkim nam zebrać się przy bramie i rzekł: – Zaprowadzę was dzisiaj na zwiedzenie najciekawszej fabryki na świecie. Ujrzycie najwspanialsze urządzenia i maszyny, przy których pracuje dwanaście tysięcy majstrów i robotników. Mój przyjaciel, inżynier Kopeć, jest kierownikiem tej fabryki i obiecał oprowadzić nas po wszystkich halach fabrycznych, abyśmy mogli przyjrzeć się pracy ludzi i maszyn. Będzie to bardzo pouczająca wycieczka. Proszę ustawić się w czwórki. Idziemy. Anastazy otworzył bramę i ruszyliśmy w kierunku śródmieścia. Na placu Czterech Wiatrów wsiedliśmy do tramwaju, który miał zawieść nas do fabryki. Ponieważ dla wszystkich nie wystarczyło miejsca, pan Kleks przy pomocy swojej powiększającej pompki rozszerzył tramwaj o sześć brakujących siedzeń, dzięki czemu jechaliśmy bardzo wygodnie. Droga początkowo prowadziła przez miasto, po pewnym zaś czasie wydostaliśmy się na brzeg rzeki i niebawem wjechaliśmy na samogrający most. Jak nam objaśnił pan Kleks, ciężar tramwaju wprawił w ruch maszynerię mostu, dzięki czemu z ukrytych w nim trąbek popłynęły dźwięki marsza ołowianych żołnierzy. Po drugiej stronie rzeki rozrzucone było malownicze, schludne miasteczko. Były to domki robotników zatrudnionych w fabryce. Sama fabryka ukazała się naszym oczom za zakrętem, gdzie znajdował się końcowy przystanek tramwajowy. Od tego miejsca prowadziły do fabryki ruchome chodniki. Czuliśmy się na nich zupełnie jak w lunaparku, gdyż nieprzywykli do takiego środka komunikacji, nie mogliśmy utrzymać równowagi i wywracaliśmy się co chwila na ziemię. Przeciwległym chodnikiem zbliżał się na nasze spotkanie inżynier Kopeć. Był to wysoki, chudy, siwy pan z rozwianym włosem i kozią bródką. Stał na cienkich, długich nogach i wymachiwał cienkimi, długimi rękami. Przypominał mi bardzo stracha na wróble w podeszłym wieku. Jednym susem przeskoczył na nasz chodnik, objął serdecznie pana Kleksa i pocałował go w obydwa policzki. – Pozwolisz, kochany Bogumile, że ci zaprezentuję moich uczniów. Jest ich dwudziestu czterech – rzekł pan Kleks. – Aga, ak! – rozległ się głos Mateusza z tylnej kieszeni pana Kleksa. – A to jest mój ulubiony szpak Mateusz – dodał pan Kleks wyjmując go z kieszeni. Pan Bogumił Kopeć przyjrzał się nam uważnie, pogłaskał Mateusza i rzekł bawiąc się końcem swojej bródki: – Wielki to dla mnie zaszczyt powitać cię, mój Ambroży. Bardzo też chętnie oprowadzę twych uczniów po mojej fabryce dziur i dziurek. Tylko pamiętajcie, chłopcy – zwrócił się do nas – w fabryce nie wolno niczego dotykać. Po tych słowach owinął lewą nogę dookoła prawej, palce obu rąk pozaplatał jak dwa warkoczyki i płynął na czele naszej gromadki na ruchomym chodniku w kierunku fabryki, do której przybliżaliśmy się z zawrotną szybkością. Fabryka składała się z dwunastu olbrzymich budynków o przezroczystych murach i oszklonych dachach. Z daleka już można było rozpoznać potężne koła maszyn, których stukot donośnym echem rozlegał się po całej okolicy. Gdy weszliśmy do pierwszej hali, o mało nas nie oślepiły snopy różnokolorowych iskier, tryskających z pasów transmisyjnych, elektrycznych świdrów i tokarek. Maszyny stały długimi szeregami w kilka rzędów, inne zawieszone były na linach i dźwigach, przy wszystkich zaś uwijały się tłumy robotników ubranych w skórzane fartuchy i hełmy o czarnych szkłach. Praca wrzała, a łoskot maszyn i narzędzi zagłuszał słowa inżyniera Kopcia, który tłumaczył coś i objaśniał piskliwym głosem. Zdołałem dosłyszeć jedynie tyle, że w hali tej wyrabiane są dziurki od kluczy, dziurki w nosie i dziurki w uszach, jak również inne jeszcze dziurki mniejszego kalibru. Przyglądaliśmy się z ogromnym zainteresowaniem pracy maszyny i podziwialiśmy niezwykłą wprawę tokarzy, którzy za jednym obrotem koła otrzymywali dziesięć do dwunastu prześlicznie wykończonych dziurek. Gotowe wyroby wrzucali do małych wagoników, a po napełnieniu chwytały je specjalne ruchome dźwigi i przenosiły do składu w sąsiednim gmachu. Pan Kleks zbliżył się do jednego z wagoników, wyjął z nosa obie zużyte swoje dziurki, wybrał sobie dwie nowe, dopiero co utoczone, i włożył je do nosa na miejsce starych. Wyglądały ślicznie, połyskiwały polerowanymi brzegami i widzieliśmy, z jaką przyjemnością pan Kleks raz po raz wyciera nos. Pamiętając o zakazie inżyniera Kopcia musieliśmy nieustannie pilnować Alfreda, gdyż miał ogromną skłonność do dłubania w nosie i co chwila odruchowo wyciągał palec, aby podłubać nim w dziurkach obrabianych przez tokarzy. W następnych halach fabrycznych wyrabiane były dziury i dziurki większych rozmiarów, a więc dziury na łokciach, dziury w moście, a nawet dziury w niebie. Te ostatnie były szczególnie duże i maszyny, na których je toczono, wystawały wysoko ponad dach fabryki, a robotnicy pracujący przy nich musieli. wspinać się po olbrzymich rusztowaniach. Dziury na łokciach i na kolanach miały prześlicznie strzępione brzegi i wymagały szczególnej staranności robotników. Pan Kopeć pokazał nam różne pomysłowe rysunki i wzory, podług których młodzi inżynierowie wycinali formy służące do wyrobu tych dziur. W jednym z pawilonów fabrycznych mieściła się sortownia, gdzie mnóstwo doświadczonych majstrów zajętych było kontrolą, pomiarami i sprawdzaniem gotowych już dziur i dziurek. Popękane, źle wypolerowane, wygięte i uszkodzone dziurki wrzucano do dużych kotłów, gdzie przetapiano je ponownie. W ostatniej hali mieściła się pakownia. Tam specjalne robotnice ważyły dziury i dziurki na dużych wagach i pakowały je do pięcio- i dziesięciokilowych skrzynek. Inżynier Kopeć podarował nam dwie skrzynki dziurek do obwarzanków. Po powrocie do Akademii pan Kleks upiekł dużo słodkiego waniliowego ciasta i z dziurek tych narobił dla nas mnóstwo znakomitych obwarzanków, którymi zajadaliśmy się przez cały wieczór. Byliśmy wszyscy zachwyceni urządzeniem fabryki, nie mogliśmy wprost oderwać oczu od elektrycznych świdrów rozpalonych do czerwoności, od tokarek i wszelkiego rodzaju narzędzi, których nazw nie znaliśmy wcale. Gdy opuściliśmy fabrykę, było już prawie ciemno. Z oddali widzieliśmy przez szklane mury fontanny iskier niebieskich, zielonych i czerwonych, które oświetlały całą okolicę jak fajerwerki. – Z tych iskier można by przyrządzać doskonałe kolorowe potrawy – zauważył pan Kleks. Inżynier Kopeć towarzyszył nam aż do przystanku tramwajowego, opowiadając przeróżne historie ze swego życia. Okazało się, że w chwilach wolnych od zajęć w fabryce inżynier występuje w cyrku jako linoskoczek, aby nie wyjść z wprawy w owijaniu jednej nogi dookoła drugiej. Gdy znaleźliśmy się przy końcu ruchomego chodnika, tramwaj stał już na przystanku i cierpliwie czekał. Był to wóz wyleczony swego czasu przez pana Kleksa, dlatego na nasz widok zazgrzytał z radości kołami i nie chciał bez nas ruszyć z miejsca. Inżynier Kopeć pożegnał się z nami bardzo serdecznie, niektórych z nas połaskotał swoją kozią bródką, po czym chwilę jeszcze rozmawiał z panem Kleksem w jakimś nieznanym języku, zdaje się, że po chińsku, gdyż jedyny wyraz, który zrozumiałem, było to nazwisko doktora Paj-Chi-Wo. Wreszcie wsiedliśmy do tramwaju, który niezwłocznie ruszył. Pan Kleks, pragnąc uniknąć ścisku, pozostał na zewnątrz i szybował obok w powietrzu. Przez jakiś czas jeszcze widzieliśmy stojącego na przystanku inżyniera Kopcia. Pozaplatał palce obu rąk w warkoczyki i machał nimi z daleka na pożegnanie. W ciemnościach wieczoru, na tle łuny bijącej od fabryki, długa jego postać sięgała aż pod samo niebo. Dopiero gdy tramwaj skręcił w ulicę Niezapominajek, straciliśmy inżyniera Kopcia z oczu. Niebawem wjechaliśmy na samogrający most, który tym razem odegrał na trąbkach marsz muchomorów. Pan Kleks, chcąc widocznie wypróbować swoje nowe dziurki w nosie, wtórował mostowi nucąc melodię przez nos. Gdy dojechaliśmy do placu Czterech Wiatrów, było już zupełnie ciemno, dlatego też pan Kleks rozdał nam płomyki świec, które przechowywał w kieszonce od kamizelki, i w ten sposób dotarliśmy wreszcie późnym wieczorem do naszej Akademii. W domu czekała nas przykra niespodzianka. Wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i przejścia opanowane były przez muchy. Nieznośne te owady, korzystając z nieobecności domowników, wdarły się przez otwarte okna do wnętrza domu, obsiadły wszystkie przedmioty i sprzęty, niezliczonymi rojami unosiły się i brzęczały w powietrzu i z całą właściwą im natarczywością rzuciły się na nas. Wdzierały się do ust i nosów, wpadały do oczu, kotłowały się we włosach, kłębiły się czarnym rojowiskiem pod sufitami, w kątach, na piecach i pod stołami. Na to, by przejść z pokoju do pokoju, trzeba było zamykać oczy, wstrzymywać oddech i opędzać się od nich obiema rękami. Nigdy dotąd nie widywałem takiego najścia much. Leciały w bojowym szyku, jak wielkie eskadry samolotów, formowały się w klucze, w czworoboki, w pułki i nacierały z brzękiem przypominającym odgłos wojennych trąb. Wodzowie wyróżniali się rozmiarami skrzydeł, wojowniczością i odwagą. Bolesne ukłucia, zadawane mi przez tę kąśliwą nawałę, wskazywały na to, że walka prowadzona jest na śmierć i życie. W pewnej chwili do pokoju, przez który usiłowałem przebiec, wleciała z głośnym brzękiem królowa much, szybkim bzyknięciem wydała kilka krótkich rozkazów swoim wodzom, wbiła mi żądło w nos i pomknęła na inne pole walki. Światło lamp nie mogło przedrzeć się przez tę czarną, wirującą w powietrzu chmurę. Chodziliśmy po omacku, depcząc i zabijając całe chmary obsiadających nas zewsząd much, ale wcale ich przez to nie ubywało. Nie pomogło również wymachiwanie chustkami i ręcznikami. Na miejsce zabitych much pojawiały się nowe i nacierały na nas z większym jeszcze natręctwem. Pan Kleks, który dotąd – fruwając po pokojach – prowadził z muchami zaciętą walkę, opadł wreszcie z sił, założył nogę na nogę i wisząc w powietrzu, zamyślał się głęboko. Muchy w jednej chwili obsiadły go w takiej ilości, że nie było go wcale spoza nich widać. Wreszcie pan Kleks stracił cierpliwość. Wypłynął szybko przez okno i po paru minutach wrócił niosąc w palcach pająka – krzyżaka. Przyłożył doń powiększającą pompkę i pająk szybko zaczął się powiększać. Gdy był już wielkości kota, pan Kleks wzbił się wraz z nim w górę i umieścił go na suficie. Niebawem ujrzeliśmy mnóstwo nitek zwieszających się z sufitu aż do podłogi, a po kwadransie olbrzymia pajęczyna przedzieliła pokój na dwie części. Setki i tysiące much, całe ich zgiełkliwe roje wpadały w nastawione sieci, ale nic nie było w stanie osłabić ich waleczności i bojowego ducha. Pająk rzucał się żarłocznie na złowione w pajęczynę muchy, pożerał ich szturmujące oddziały, wysysał z nich wszystkie soki, miażdżył je i tratował wielkimi włochatymi łapami, ale po krótkim czasie tak już się nimi nasycił, że działanie powiększającej pompki ustało. Pająk zaczął się zmniejszać, wrócił do swej normalnej wielkości, zmniejszyła się również jego pajęczyna i muchy w jedno okamgnienie rozszarpały go na strzępy, mszcząc się w ten sposób za klęskę swych towarzyszek. Królowa much uniosła z sobą jako trofeum krzyż, zdarty niby skalp z pleców pająka. Wówczas pan Kleks przywołał nas do siebie i oznajmił, że właśnie przed chwilą wymyślił specjalny rodzaj muchołapki, która uwolni naszą Akademię od plagi much. Po chwili przyniósł do sali szkolnej miednicę z wodą, paczkę gumy arabskiej, mydło i szklaną rurkę. Podczas gdy my opędzaliśmy go od much, pan Kleks rozrobił w miednicy klej razem z mydłem i za pomocą szklanej rurki zaczął wypuszczać bańki mydlane, które jedna po drugiej unosiły się w powietrze. Zastosowanie tych muchołapek dało nadzwyczajne wyniki. Muchy oblepiały ze wszystkich stron kleistą powierzchnię baniek i nie mogąc się już oderwać, razem z nimi opadały na podłogę. Pan Kleks nie ustawał w pracy. Wypuszczał coraz to nowe bańki, my zaś pochwyciliśmy miotły i żwawo wymiataliśmy stosy czarnych od much muchołapek. Niebawem wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i korytarze zapełniły się mydlanymi bańkami pana Kleksa. Muchy rzucały się na ich tęczową, zdradliwą powierzchnię i chmarami przylepiały się do nich. Żadnej nie udało się uniknąć tego żałosnego losu. Pan Kleks dmuchał w rurkę bez przerwy i po godzinie w całej Akademii nie było już ani jednej muchy, tylko kilkanaście prześlicznie mieniących się baniek tu i ówdzie unosiło się jeszcze nad naszymi głowami. Wymiecione przez nas muchy poukładaliśmy na dziedzińcu w wysokie sterty i dopiero nazajutrz rano trzy ogromne ciężarówki, przysłane z Zakładu Oczyszczania Miasta, uprzątnęły to obrzydliwe cmentarzysko. Tak zakończyła się wojna pana Kleksa z muchami. W tym wszystkim jedna rzecz wprawiła nas w zdumienie: gdy znaczna część much była już wytępiona, spoza ich czarnych rojów wyłoniła się postać fryzjera Filipa, który spał na otomanie w gabinecie pana Kleksa. Początkowo nie zauważyliśmy go zupełnie, tak był oblepiony przez muchy, kiedy jednak wreszcie dostrzegł go któryś z chłopców, nie mogliśmy wyjść z podziwu, że najście much, które go szczelnie obsiadły, nie zdołało zakłócić jego snu. Jedynie głośne, przerywane chrapanie pozwalało się domyślać, że nie był to sen przyjemny ani błogi. Po wytępieniu much pan Kleks obudził Filipa, kazał nam wyjść z gabinetu, zamknął drzwi na klucz i odbył z Filipem długą, tajemniczą rozmowę. Gdy po pewnym czasie drzwi otworzyły się, Filip wyszedł bardzo wzburzony i oświadczył panu Kleksowi podniesionym głosem: – Od dzisiaj proszę sobie znaleźć innego fryzjera. Nie będę więcej strzygł ani pana, ani pańskich uczniów. Dosyć mam już wyczekiwania i obietnic. Przyprowadzę go w tym tygodniu. I to nieodwołalnie. Dla niego miała być ta Akademia, a nie dla tej całej pańskiej hałastry! Żegnam pana, panie Kleks. I nie zwracając na nas uwagi, wyszedł z Akademii, trzaskając po drodze wszystkimi drzwiami. Po chwili doleciał nas z parku jego przeraźliwy śmiech. W świetle księżyca widzieliśmy przez okno, jak przesadził bramę i pobiegł ulicą Czekoladową w kierunku miasta. Późną nocą zasiedliśmy do kolacji. Pan Kleks przez cały czas nad czymś rozmyślał i był tak roztargniony, że kalafiory, które dla nas przyrządził, miały czarny kolor i smakiem przypominały pieczone jabłka. Po kolacji pan Kleks wezwał do siebie dwóch Andrzejów i kazał im zanieść do naszej sypialni dwa łóżka i pościel, gdyż jak oznajmił, spodziewa się w każdej chwili dwóch nowych uczniów. Gdy Andrzeje wykonali to polecenie, udaliśmy się do sypialni i pogrążyliśmy się niebawem w głębokim śnie. Na tym kończy się opis jednego dnia, spędzonego przeze mnie w Akademii pana Kleksa. > Pages: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Pytania i odpowiedzi Zebrane pytania i odpowiedzi do zestawu. Sprawdzian ze znajomości lektury Jana Brzechwy pt. "Akademia Pana Kleksa" Ilość pytań: 18 Rozwiązywany: 311783 razy W jakim stroju na codzień chodził Pan Kleks? Przy jakiej ulicy znajdowała się Akademia Pana Kleksa? W jaki sposób pan Kleks dostawał się do pomieszczenia ze swoimi sekretami? Ile lat ma Adaś Niezgódka? Dlaczego Mateusz nie mógł powrócić do swojej ludzkiej postaci? w jego magicznej czapce brakowało guzika, który mu to umożliwiał O której godzinie wstawili chłopcy w Akademii? Żeby zostać przyjętym do Akademii Pana Kleksa trzeba było: mieć imię zaczynające się na literę A Alojzy, sztuczny chłopiec, nauczył się języka: Kto dostarczał Panu Kleksowi świeże piegi? Kierownikiem jakiej fabryki był Inżynier Kopeć? Największym wyróżnieniem w Akademii były: Jakim przemianom po północy ulegał pan Kleks? Co pan Kleks jada na drugie śniadanie? Jak nazywał się władca Lunnów? Jakie owady zaatakowały Akademię Pana Kleksa? W jaki sposób Adaś dostał się do psiego raju? W czym Pan Kleks wysłał swoje oko na księżyc? Powiązane tematy Inne tryby Dziś, 20:00Boks: Gala w Cardiff - waga średnia: Chris Eubank Jr. - Liam Williams... cena: od: 6,48 zł do: 13,42 zł Opis Dostawa i płatność Opinie Opis Wydanie Akademii Pana Kleksa kompletne bez skrótów i cięć w treści. W tym wydaniu znajdziesz odpowiedzi na pytania z podręcznika - „pewniak na teście”, czyli wskazanie zagadnień, które zwykle pojawiają się w pytaniach z danej lektury we wszelkich testach sprawdzających wiedzę, a także w podręcznikach i na klasówkach. Zawiera bardzo szczegółowe streszczenie oraz drugie skrócone, ułatwiające szybkie przygotowanie się przed lekcją. Opracowanie zawiera plan wydarzeń, wnikliwie wyjaśnioną problematykę oraz szerokie charakterystyki Pana Kleksa Jana Brzechwy to niezwykła opowieść o, wydawałoby się, całkiem zwykłym chłopcu. Adasiowi Niezgódce wszystko wypada z rąk, nic się nie udaje, wciąż są z nim problemy, dlatego rodzice postanawiają wysłać go do Akademii Pana Kleksa. W tej tajemniczej szkole uczy nieprzeciętny Pan Kleks, którego pedagogiczne metody bardzo różnią się od tych spotykanych w zwykłej nauce w Akademii Adaś odkrywa w sobie talenty i umiejętności, o które się nie podejrzewał. Adaś wraz z kolegami przeżywa fantastyczne przygody! Pan Kleks zaś przede wszystkim chce nauczyć swoich podopiecznych samodzielnego myślenia i to doskonale mu wydanie z pełnym opracowaniem, dzięki któremu lektura będzie prostsza i bardziej przyjemna! Dostawa i płatność DOSTAWA Zamów do godziny 10:00, a Twoje zamówienie wyślemy najpóźniej w kolejnym dniu roboczym. W przypadku książki nowej termin ten może się wydłużyć o 2 dni robocze. FORMY DOSTAWY Paczkomat InPost 14,99 zł Kurier24 InPost 13,99 zł Kurier za pobraniem 23,99 zł Orlen Paczka 10,99 zł Kurier48 Poczta Polska odbiór w punkcie 10,28 zł Kurier48 Poczta Polska 10,66 zł Odbiór osobisty Lubień 0,00 zł Darmowa dostawa przy zamówieniu od 200 zł. FORMY PŁATNOŚCI online – szybkie transfery online - PayPal (należy wpisać e-mail odbiorcy: [email protected]) przelew tradycyjny płatność przy odbiorze gotówką lub kartą Opinie Nie dodano jeszcze żadnej opinii. Musisz być zalogowanym użytkownikiem, aby dodawać opinie o produktach. ZALOGUJ SIĘ -8% Uwagi: Obwoluta/Oprawa: zabrudzona, ze śladami zgięć, wytarta Brzegi stron: zakurzone, zabrudzone Grzbiet: naderwany Rogi: rozdwojone, zagięte Inne: dedykacja, podpis poprzedniego właściciela TIN: T03392420 Rok wydania: 2017 Rodzaj okładki: Miękka 7,00 zł 6,48 zł -33% Rok wydania: 2017 Rodzaj okładki: Inna EAN: 9788375174472 19,89 zł 13,42 zł Inne tego autora Inne tego wydawnictwa

10 pytań do lektury akademia pana kleksa